Jelenie przechadzające się po stolicy Podhala już nikogo nie dziwią. Może tylko, gdy tak jak dwa tygodnie temu, dochodzi do walk pomiędzy osobnikami tego gatunku, lub tak jak teraz: gdy jeleń zjada pączki kuracjuszki.
Przedmiotem ataku jelenia stała się kobieta, która przyjechała do Zakopanego na turnus rehabilitacyjny. Niestety, ze stolicy Tatr nie wyjedzie zdrowsza, ponieważ jej spotkanie z właścicielem poroża przepłaciła pobytem w szpitalu.
Można by powiedzieć, że wszystkiemu winne były pączki, lecz tak naprawdę atak jelenia stanowi konsekwencję oswajania i dokarmiania dzikich zwierząt. Dochodzi do tak skrajnych zjawisk jak np. chęć matki do zrobienia zdjęcia malucha na grzbiecie jelenia nad Morskim Okiem.
Szłam przez centrum Zakopanego z pączkami, gdy nagle poczułam rogi na swoich plecach i zostałam przewrócona. Nie mogłam się ruszyć – opowiadała pani Sylwia Shvets Gazecie Wyborczej. Powalonej na ziemię kobiecie pomogli przechodnie. W szpitalu okazało się, że ma zwichnięty pas barkowy.
– Od blisko 20 lat jelenie wchodzą do miasta, gdzie są dokarmiane. Śmietniki także nie są przed nimi zabezpieczone. Nie prowadzi się też żadnej formy ich odstraszania. Ostateczną cenę za brak odpowiedzialności w podobnych sytuacjach zapłacą zwierzęta – skomentował w swoich mediach społecznościowych Robert Maślak, zoolog, przewodniczący Komisji Ochrony Środowiska, Klimatu i Zrównoważonego Rozwoju, członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody i komisji ds.reformy łowiectwa w Min. Środowiska,.