Sokół wędrowny to najszybszy organizm żyjący na Ziemi, w locie opadającym osiąga prędkość nawet 350 km/h. W Polsce objęty jest ochroną ścisłą, a każde jajo tego gatunku wycenia się niemal na wagę złota. Historia z Garwolina potwierdza niebywałą wartość sokolego życia, ale też miłość leśników do swojej pracy. Co takiego się wydarzyło?
Nie wszystkie przyrodnicze opowiadania mają szczęśliwy koniec, jednak historia sokołów z Nadleśnictwa Garwolin zaczyna się może dramatycznie, przebiega emocjonująco, a kończy szczęśliwie. Z pewnością warto ją poznać. Wszystko zaczyna się w Lublinie, na kominie elektrociepłowni Wrotków, gdzie znajduje się gniazdo sokoła wędrownego.
Sokoły na kominie elektrociepłowni Wrotków, 15 kwietnia 2024
15 kwietnia około południa z gniazda na kominie elektrociepłowni Wrotków wyleciała samica sokoła wędrownego Wrotka. Samica opuściła wysiadywane jaja i niestety zaginęła bez śladu. Jaja wysiadywał w tym czasie samiec Czart.
Samiec sam nie miałby szans na jednoczesną inkubację jaj, karmienie młodych i polowanie. Specjaliści ze Stowarzyszenia Na Rzecz Dzikich Zwierząt „Sokół” http://www.peregrinus.pl/ podjęli więc decyzję o zabraniu jaj i sztucznej inkubacji.
Sokoły w Nadleśnictwie Garwolin, 17 kwietnia 2024
17 kwietnia, około godziny 8 jaja zostały zabrane. Oznaczało to, że samiec samotnie inkubował je ponad 40 godzin. Cztery lubelskie jajka trafiły do inkubatora do Jarosława Przydacza – leśniczego leśnictwa Krępa w Nadleśnictwie Garwolin. To miłośnik ptaków drapieżnych i doświadczony sokolnik, dysponujący odpowiednią wiedzą i sprzętem, by móc zaopiekować się najpierw jajami, a potem wyklutymi pisklętami.
Po prześwietleniu jaj okazało się, że jedno z nich było niezalężone, a z pozostałych trzech pisklęta zaczynały się kluć.
Sokoły z Nadleśnictwa Garwolin (Fot. Nadleśnictwo Garwolin, Lasy Państwowe)
Zupełnie niespodziewanie do gniazda na kominie powróciła zaginiona samica Wrotka, co stworzyło nietypową sytuację. Jak ocenili leśnicy: – Oddanie w tej chwili młodych do gniazda nie było dobrym pomysłem, bo nie wiadomo było, jak zachowa się Wrotka, co zrobiłaby druga kręcąca się w okolicy samica i jak na to wszystko zareagowałby Czart.
Specjaliści ze Stowarzyszenia „Sokół” znaleźli inne rozwiązanie tej sytuacji – podłożenie do gniazda sztucznych jajek. Po to, aby zwrócić samicy pisklęta, jeśli podjęłaby się wysiadywania.
Co sokołom przyniosły kolejne dni?
W kolejnych dniach Wrotka zaczęła wysiadywać sztuczne jaja, a leśniczy jak prawdziwa, troskliwa (choć zastępcza) matka karmił i zajmował się małymi sokołami.
Karmienie takich maluchów to absorbujący proces – pierwsze śniadanie maluchy zjadają około 5 rano, a kolejne posiłki otrzymują co 3 godziny.
Pisklęta sokołów z powrotem w gnieździe, 23 kwietnia
23 kwietnia to niezwykła data w historii sokołów z Wrotkowskiego komina. Trzy małe sokoły zostały „podrzucone” swoim rodzicom – Wrotce i Czartowi i wydaje się, że historia będzie miała szczęśliwe zakończenie. Samica wyglądała na zaskoczoną sytuacją, ponnieważ kiedy wylatywała z gniazda, to zostawiła w nim jajka, a po powrocie zastała troje podrośniętych piskląt.
Redakcja EkoEtos.pl trzyma kciuki za szczęśliwe dojrzewanie piskląt i będzie śledzić ich losy.
Źródło: Lasy Państwowe