W ostatnich tygodniach przez niemal całą Europę przetoczyły się fale rolniczych protestów. Powody są zasadniczo dwa: wdrażana przez Unię Europejską nowa Wspólna Polityka Rolna i realizowany w jej ramach Zielony ład, nakładające coraz więcej kosztownych obowiązków i ograniczeń, a także zbyt duże ułatwienia importu płodów rolnych z Ukrainy czy Ameryki Południowej. Oba te czynniki wywierają niekorzystny wpływ na unijne rolnictwo. Niedawne decyzje Komisji Europejskiej dają jednak pewne nadzieje na poprawę sytuacji.
Na czym polega Wspólna Polityka Rolna?
Ogólnym założeniem jednolitej polityki rolnej dla krajów UE jest wsparcie rolników w roli dostawców wysokiej jakości żywności o przystępnych cenach. Na WPR składają się m.in. przepisy zapewniające obywatelom wspólnoty bezpieczeństwo żywnościowe, zalecenia dbania o środowisko i jego bioróżnorodność oraz zapobiegania zmianom klimatycznym, a także dążenia do modernizacji sektora rolniczego.
Początki tych regulacji sięgają końca lat 50. i choć główne, jak najbardziej słuszne, cele się nie zmieniają, to szczegółowe przepisy cały czas ewoluują. Nie wszystkie zmiany podobają się rolnikom, na których nakłada się coraz więcej biurokracji, ograniczeń oraz obowiązków. Efektem są jednak nie tylko różnego rodzaju utrudnienia, ale także wzrost kosztów produkcji.
Co gorsze, w tym samym momencie, gdy zwiększają się wymagania wobec europejskich rolników – takie jak zakaz używania pestycydów, restrykcyjne regulacje w kwestii nawozów, wymóg pozostawienia odłogiem części upraw czy respektowania ochrony ptaków – wspólny rynek jest otwarty na produkty rolne spoza wspólnoty, wytwarzane z pominięciem rygorystycznej kontroli jakości, a tym samym sporo tańsze.
Taka sytuacja jest niekorzystna dla:
- środowiska, ze względu na długie łańcuchy dostaw produktów, które mogą być wytwarzane na terenie wspólnoty;
- konsumentów, otrzymujących gorszej jakości żywność, produkowaną przy użyciu groźnych dla zdrowia pestycydów lub innych chemikaliów;
- i oczywiście samych rolników, którym coraz trudniej działać w zgodzie z obowiązującymi przepisami oraz konkurować z podmiotami, których te regulacje nie obowiązują.
Stąd właśnie bierze się rosnące niezadowolenie europejskich rolników, którzy zdecydowali się wyjść na ulice. Protesty odbywają się m.in. we Francji, Włoszech, Niemczech czy Belgii, gdzie 1 lutego tysiące uczestników stawiło się pod siedzibą Parlamentu Europejskiego w trakcie trwającego szczytu UE. W Polsce rolnicy protestowali 24 stycznia, blokując drogi w co najmniej 250 miejscach.
Czy Unia Europejska spełni żądania rolników?
Ostatnie decyzje Komisji Europejskiej idą w dobrym kierunku, choć nie bez zastrzeżeń. KE wprawdzie rekomenduje wydłużenie zniesienia ceł na produkty rolne z Ukrainy aż do czerwca 2025 roku, jednak proponuje też kilka bezpieczników.
W przypadku drobiu, jaj i cukru mają zostać wprowadzone limity wwozowe na poziomie średniego importu z lat 2022 oraz 2023. Pozostałe produkty – w tym kukurydza, pszenica, rzepak i słonecznik – nie będą na razie podlegać ustalonym ograniczeniom, ale rynek ma być na bieżąco monitorowany pod kątem zaburzeń, zarówno w skali całej Unii, jak i poszczególnych państw członkowskich.
W praktyce oznacza to, że kraje najbardziej dotknięte napływem towarów z Ukrainy, jak Polska, Słowacja czy Węgry, będą mogły wprowadzić własne limity, gdyby sytuacja znów wymknęła się spod kontroli. Propozycję zmian dość pozytywnie ocenia cytowany przez PAP Minister Rolnictwa Czesław Siekierski. Komisja Europejska się obudziła – przyznaje. Dodaje jednak, że nie wiemy jeszcze, czy do końca. Jak twierdzi, coraz bardziej restrykcyjne przepisy WPR i Zielony ład to wiele nieracjonalnych wyborów, które za dużo kosztują rolników. [Jednak] powoli wszyscy przekonują się, że bezpieczeństwo żywnościowe może być zagrożone.
Konieczne może okazać się nie tylko ograniczenie importu produktów rolnych spoza krajów wspólnoty, ale także poluzowanie pewnych ograniczeń i nakazów dla rolników z Unii Europejskiej.
Autor: Paweł Pałasz