Protesty europejskich rolników przyniosły oczekiwany przez nich skutek. Komisja Europejska zaczyna wycofywać się z budzących kontrowersje zapisów Zielonego Ładu. Nie będzie obowiązku ugorowania 4% obszarów ornych. I niekoniecznie jest to dobra wiadomość. Straci na tym środowisko oraz drobni rolnicy z Polski.
Komisja Europejska ugięła się pod presją rolników
Rolnicze protesty, odbywające się w wielu europejskich krajach, zaczynają przynosić zamierzone efekty. Kilka kluczowych reform, jakie miały być stopniowo wdrażane w ciągu najbliższych lat, zostało wstrzymane lub wręcz wycofane na poziomie unijnym. Najbardziej kontrowersyjne zapisy Europejskiego Zielonego Ładu, jak ograniczenie o połowę użycia pestycydów czy ugorowanie części gruntów, nie będą – przynajmniej na razie – wdrażane.
Z zadowoleniem informował o tym Donald Tusk na platformie X (dawnym Twitterze). Konkret dla rolników: ugorowanie nie będzie obowiązkowe i to już od tego roku. Taki jest wynik moich rozmów z szefową Komisji – napisał w piątek 15 marca.
Janusz Wojciechowski, unijny komisarz ds. rolnictwa, podczas swojej konferencji wyjaśniał natomiast, że państwa członkowskie mogą zaproponować swoim rolnikom schemat polegający na ugorowaniu gruntów, ale jeśli dany rolnik do niego nie przystąpi, to nie będzie miał tego obowiązku.
Rolnicy nie muszą ugorować, ale wielu z nich na tym straci
Protestujący rolnicy mieli wiele powodów, by rozpocząć strajki na taką skalę. Większość z nich nie zdaje sobie jednak sprawy, że poza mówieniem o rzeczywistych problemach rolnictwa, rozpowszechniają też różne mity na temat Zielonego Ładu. Część z nich dotyczy właśnie ugorowania.
Autorzy Zielonego Ładu uzasadniają konieczność ugorowania tym, że dzisiejsze rolnictwo ogranicza bioróżnorodność, tak ważną dla działania całego ekosystemu. Tymczasem rolnicy widzieli w tym przepisie wyłącznie zagrożenie dla siebie. Mniejsza powierzchnia orna to mniejsze dochody. W rzeczywistości sytuacja nie jest tak czarno-biała.
Chociaż obowiązek ugorowania wiąże się z mniejszą produkcją, to wcale nie oznacza, że rolnicy nie mogą na tej części swoich gruntów zarabiać. Wręcz przeciwnie, na ugorowaną ziemię wciąż miały przysługiwać takie same dopłaty unijne do hektara, jak w przypadku zwyczajnie użytkowanych gruntów.
Co więcej, zawieszone przepisy wcale nie obligowały rolników do pozostawiania 4% powierzchni ornej odłogiem. Zamiast tego mogli przeznaczyć 7% gruntów ornych na tzw. międzyplony albo uprawę roślin bobowatych. W przypadku wyboru ugorowania, na gruncie wyłączonym z produkcji mogłyby rosnąć drzewa i żywopłoty, albo znajdować się tam oczka wodne i miedze śródpolne. Wszystkie te elementy znikają z wiejskiego krajobrazu, choć są w nim istotne.
W ugorowaniu bynajmniej nie chodzi o to, by marnować potencjał ziemi, a by odbudować zanikającą różnorodność biologiczną, niezbędną dla samych rolników.
Warto też przypomnieć, że obowiązek ugorowania miał dotyczyć jedynie gospodarstw z powierzchnią orną wynoszącą co najmniej 10 hektarów. Kwalifikowałoby się jedynie co czwarte gospodarstwo w Polsce. Tymczasem w krajach na zachód od nas udział takich „większych graczy” jest dużo wyższy. To właśnie ich produkcja musiałaby się zmniejszyć. Zyskaliby na tym mniejsi rolnicy z Polski, poprawiając swoją konkurencyjność względem większych gospodarstw.
Ciekawe, ilu takich rolników protestuje nieświadomie przeciwko tak naprawdę własnym interesom.
Autor: Paweł Palasz