Tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego miał odbyć się w Brukseli największy z dotychczasowych protestów rolników. Pomimo zaangażowania się w to wydarzenie konserwatywnych polityków, sprzeciwiającym się wszelkim zmianom prośrodowiskowym – a może właśnie przez ich udział – atmosfera była raczej jak na pikniku.
Protest w Brukseli – jak to miało wyglądać?
Nd początku tego roku odbyło się wiele rolniczych protestów przeciwko prośrodowiskowej polityce Unii Europejskiej znanej jako Zielony Ład. Strajki trwały w wielu krajach, w tym także w Polsce. Do najbardziej uciążliwych manifestacji dochodziło w Brukseli, gdzie mieszczą się unijne instytucje. Zjeżdżało na nie setki rolników z całej wspólnoty. Na protestach dochodziło nie tylko do zakłócania miejskiego ruchu, ale też do wielu niepożądanych incydentów, jak palenie opon, rzucanie w policjantów petardami czy używanie traktorów do przerywania policyjnych blokad. Konieczne było wezwanie przez służby dodatkowych posiłków.
Na coś podobnego z pewnością liczyli organizatorzy protestu zaplanowanego na wtorek 4 czerwca – dosłownie na kilka dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego (w części krajów trwają już od czwartku, w Polsce odbędą się w niedzielę). Zapowiadano największą z dotychczasowych manifestacji rolników, którzy będą nawoływać do odesłania do domu na dobre obecnych polityków i urzędników. Swój udział potwierdzili przedstawiciele związków oraz organizacji rolniczych m.in. z Belgii, Niemiec, Francji, Holandii czy Polski. W wydarzenie zaangażowali się także politycy reprezentujący populistyczną prawicę, wśród których denializm klimatyczny jest szeroko rozpowszechniony. Sam prezes PiS Jarosław Kaczyński udał się do Brukseli, gdzie miał przemawiać przed niezliczonym tłumem wściekłych rolników, którzy ponad wszystko pragną wyrzucenia Zielonego Ładu do kosza.
„Największy protest rolników” w Brukseli, a rzeczywistość
Frekwencja okazała się znacznie niższa od oczekiwanej liczby 10-20 tysięcy strajkujących. Według szacunków belgijskiej policji, przybyło około 1200 demonstrantów i 500 traktorów. W efekcie manifestacja przebiegała znacznie spokojniej od poprzednich w stolicy Unii Europejskiej, bez przepychanek z policją i innych incydentów. Strajk odbył się daleko od centrum miasta oraz unijnych instytucji, na wyznaczonej przez policję polanie.
Do przemówienia prezesa Kaczyńskiego, pomimo jego obecności w Brukseli, ostatecznie nie doszło. Być może doszły do niego słuchy, że część polskich rolników udających się na protest chciała z tego zrezygnować, gdy dowiedziała się o jego udziale.
Przemawiała natomiast Anna Bryłka z Konfederacji, a także przedstawiciele innych skrajnie prawicowych, antyunijnych partii, w rodzaju nacjonalistycznego flamandzkiego ruchu Vlaams Belang. Całe wydarzenie było zatem mocno upolitycznione, całkowicie zdominowane przez środowiska sprzeciwiające się europejskiej integracji oraz walce ze zmianami klimatycznymi, chociaż ich skutki są coraz bardziej dotkliwe. Dopiero co potwierdziło się, że maj był 12. z rzędu miesiącem z najwyższą dla tego okresu temperaturą w historii pomiarów, a Polacy doświadczyli w tym czasie skutków ekstremalnych zjawisk pogodowych.
Dlaczego zamiast wielkiego protestu była skromna demonstracja?
Głównym powodem, dlaczego „największy protest rolników” okazał się ledwo zauważalnym cieniem poprzednich strajków, może być fakt, że w międzyczasie Komisja Europejska wycofała się z budzących największe obawy rolników przepisów Zielonego Ładu. Skoro zrezygnowano z przymusu ugorowania i ograniczenia użycia pestycydów, nie mają już powodu dalej protestować, bo swój cel osiągnęli.
Ponadto część rolników mogła sobie zdać sprawę, że organizatorzy protestów posługują się wieloma półprawdami i nieprawdami, nawiązującymi do powszechnych mitów o Zielonym Ładzie. Polityka informacyjna Unii Europejskiej w tym zakresie niewątpliwie zawiodła, przez co rolnicy nie wiedzieli, dlaczego jest konieczne wprowadzenie pewnych prośrodowiskowych zmian i jakie będą mieli z tego korzyści.
Wielu rolników mogło także zniechęcić silne powiązanie manifestacji ze środowiskami antyunijnymi. Eufemistycznie mówiąc, nie wszystkie nowe przepisy, ograniczenia i rosnąca biurokracja cieszą rolników, dlatego lubią na tę Unię ponarzekać. Jednak w większości są świadomi licznych korzyści, jakie daje obecność Polski w UE. To nie tylko dopłaty, ale także dostęp do wspólnego rynku z innymi krajami wspólnoty, rosnący eksport m.in. produktów rolniczych, inwestycje w infrastrukturę czy wzrost gospodarczy.
Biorąc to wszystko pod uwagę, postulaty skrajnej prawicy o ograniczeniu europejskiej współpracy, a nawet coraz głośniej słyszalne o wyjściu Polski z UE, są całkowicie wbrew interesom Polaków, w tym polskich rolników. Ci ostatni widzą też hipokryzję polityków PiSu, którzy obecnie kreują się na zagorzałych przeciwników Zielonego Ładu, a przez osiem lat rządzenia nie bardzo przeciwko niemu protestowali, na pewnym etapie uznając go nawet za swój program.
Autor: Paweł Pałasz